Sierpień z abx

Minął miesiąc od ostatniego wpisu.

Ciężki miesiąc. Było kilka momentów, że chciałam odstawić Moloxin, a nawet całe to leczenie. Trudno jest mi zrozumieć, że leczę się 4 miesiące abx- 9 miesięcy ziołami, a nie widzę rezultatów. Wciąż najgorszym objawem są silne spadki nastroju, rozkojarzenie i nieustające zmęczenie. Mam dużo szczęścia, że jeszcze sama siebie nie zgubiłam. W ciągu zeszłego tygodnia *zdążyłam już zostawić na całą noc walizkę na klatce- po tym jak ją położyłam w celu otwarcia mieszkania (jak rano wychodziłam do pracy, to się o nią potknęłam)
*wychodzenie od znajomych i pozostawianie swoich rzeczy- rower (choć na nim przyjechałam), telefon, ładowarka
*o wiecznym zastanawianiu się czy wzięłam już leki nie wspomnę
* i wiele innych o których już zapomniałam :-P



Są małe sukcesy- już na początku abx minęły uciążliwe problemy z pęcherzem, lęków jest trochę mniej. Zmienia się charakter uderzeń. Tzn. Brak nagłych bardzo silnych, kosztem braku równie szybkich polepszeń. Moje włosy nie wypadają na potęgę.

Są i porażki- zdecydowanie pogorszyła się pamięć, koncentracja i wzmogło się zmęczenie i derealizacja. Jelita szaleją, a co za tym idzie mam wydęty brzuch, czuję się opuchnięta i pogorszyła się moja cera.

Wstaję rano i zdaję sobie sprawę, że to już dawno mnie przerosło. Prawie codziennie myślę, że przecież powinnam odpocząć, wziąć wolne, ale rzeczywistość jest taka, że świat nie uznał boreliozy jako choroby chronicznej , wiec nie ma tez prawa do rekonwalescencji w ramach urlopu zdrowotnego.

Niech zdarzy się już jakiś cud. Nie mam siły dalej chorować.

Co w życiu? Staram się żyć normalnie, jak dawniej. Często wbrew samopoczuciu decyduję się na rower, spacer czy też inne czynności.

Staram się również realizować małe cele tj. krótkie podróże. Jestem na nich dalej chora, z masą objawów, ale to daje mi poczucie, że nie wegetuje. Oczywiście złoszczę się wtedy, że jestem w tak pięknych miejscach, a to co czuje tak nie odzwierciedla tego co czuć powinnam. Spięte ciało, silny ścisk szyi, zamglenie, huśtawki nastroju, bóle- na te lżejsze już nie zwracam uwagi wiec z pewnością sporo pominęłam.

Na początku sierpnia wybrałam się na dwa dni pod namiot w okolice Olsztyna.



Znaleźliśmy z Lubym odosobnione dzikie miejsce i rozłożyliśmy nasz ekwipunek.
Było bardzo fajnie. Uwielbiam naturę i myślę, że ma w sobie moc, która jest potrzebna w leczeniu. To nasze naturalne środowisko. Betonowe drogi, ściany naszych domów, smog naszych miast,  pole magnetyczne tysięcy urządzeń są dowodem naszego postępu, ale są również jego kosztem. Będąc tam rozmyślałam jak wiele zdrowia mnie otacza- zapach żywicy sosny, brzozy, czyste powietrze, kojące odgłosy lasu i wiele roślin, które służą naszej medycynie od początków dziejów. Nawet kąpiele wodne, w jeziorach i morzu dzięki zawartości  soli mineralnych mają bardzo dobre działanie na nasz organizm. Powodują obniżenie ilości tzw. cytokin prozapalnych i normalizują ilość limfocytów T w skórze. Można powiedzieć, że woda ( w tym szczególnie morska )ma działanie immunomodulujące. Woda  to prawdziwe laboratorium. Rozpuszczone są w niej prawie wszystkie pierwiastki chemiczne obecne na kuli ziemskiej.

W połowie sierpnia odwiedziliśmy również Bieszczady.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Kazimierzu Dolnym:

Wzgórze Trzech Krzyży

 
Czas na zieloną herbatę i lemoniadę z cytryny

 
Wąwóz Korzeniowy Dół
 

 
 
                                                       Cmentarz Żydowski Czerniawy
 

 

 
 
Ledwo dałam radę się wspiąć na tak niskie wzniesienie. Zdałam sobie wtedy sprawę, że moja kondycja na 3 abx jest fatalna. Za to widok był niesamowity. Kazimierz w objęciach Wisły wyglądał magicznie.



Następnie dojechaliśmy  nad Solinę. Z uwagi na utrzymujące się silne zmęczenie nie było werwy do zdobywania malowniczych szlaków, wiec zatrzymaliśmy się w domu gościnnym obok tzw. rajskiej plaży :-). Mam nadzieje, że na górskie szlaki wybierzemy się jesienią. Nigdy nie byłam w górach o tej porze roku, ale mój Miły urodził się na Podkarpaciu i rozkochuje mnie powoli w tych rejonach.

Tym razem było głównie wypoczynkowo. Choć na koniec zdecydowaliśmy się obejść brzegiem cypel w miejscowości Werlas i ku naszemu zaskoczeniu nie był to lekki spacer, ale prawdziwa wspinaczka po skałkach. Zakładałam, że nie mam sił na nic, ale w czasie tej malej eskapady ciało pozytywnie mnie zaskoczyło.







Komentarze

Popularne posty